piątek, 14 kwietnia 2017

Wielki Czwartkowy Trening Agility z Klaudią Litwin

Na treningu agility nie byliśmy od grudnia, a w grudniu i tak było ich tylko dwa. W domu robiliśmy też nie dużo, jakieś tam outy i hopeczki, ale to przed kastracją, potem długo nic i dopiero dwa dni przed treningiem z Klaudią trochę poskakaliśmy. Nie spodziewałam się rewelacji, chociaż po cichu miałam nadzieję, że prędkość będzie poprawiona, bo nad tym dłubaliśmy więcej. Ale od początku....
Zachowanie Maxa zdziwiło mnie już po tym jak wsiedliśmy do samochodu. 30km jechał w bagażniku, tak jest mu wygodniej jeśli chodzi o jazdę naszym samochodem. Potem jak to zwykle przesiedliśmy się do innego samochodu, aby naszym wesołym autobusem składającym się z 3 osób i 3 psów dojechać na trening. Jak było zawsze? My z Maxem siedzieliśmy z przodu, bo na początku zawsze był troszkę za nachalny do Raya. Jak było wczoraj? Wczoraj nie bardzo chciał wsiąść do przodu, więc usadziłam go z Rayem, no i co się okazało delikatnie się przywitał, a potem siedział bardzo grzecznie. Dla mnie to jest jednak mały sukces. Potem ja usadziłam się między chłopakami i tak jechaliśmy sobie aż za Lublin.

Po dojechaniu na miejsce weszliśmy na plac, czarny bardzo ładnie się witał z psami, jednak na początku nie zaczaił, że york ważący tyle co jego łapa mógłby się go bać. Ogólnie zachowywał się bardzo dobrze, gdy już zapoznał się z terenem (zawsze potrzebuje chwili na zwiedzanie i wtedy nie bardzo reaguje na wołanie) świetnie się słuchał, reagował na to co do niego mówię i co najważniejsze cudownie pracował na torze. Robił to o co go prosiłam, praktycznie nie odmawiał zrobienie czegoś, było to może dwa razy wejście do tunelu. Pierwsze wejścia miał świetne. Oczywiście z naszym szczęściem akurat MY jedno wejście mieliśmy w deszcz, no ale nam to jakoś bardzo nie przeszkadzało. Dwa ostatnie wejścia to już były drobne rzeczy, ale widać było już po Maxie zmęczenie, próbował, starał się, ale coś tam nie wychodziło, myślę, że też mógł nie łapać o co mi chodzi w jednym elemencie.

Podsumowując
Na początku robiliśmy jumping podzielony na części, a potem świetną tuneliadę, która bardzo cieszyła Maxa. Pierwszy raz biegaliśmy cały torek i nawet nam wyszedł. Cały trening był świetny, podobało się zarówno mi jak i czarnemu, do domu wróciliśmy padnięci, bo po męczącym treningu wpadliśmy jeszcze nad firlej,
Mnie rozpiera duma, a Max przespał większość drogi. Gdy nie spał opierał się o drzwi ledwo przytomny, a to znaczy tylko jedno. 
To był dobry trening!