sobota, 25 marca 2017

WIOSNA!

Dawno nas tu nie było, ale dosyć dużo się działo, nie tylko w psiej kwestii i jakoś nie było kiedy tu cokolwiek napisać.
U nas wiosna w najlepsze, zrobiło się na tyle ciepło, że spędzanie czasu na dworze stało się jeszcze przyjemniejsze niż było. Swoją drogą teraz siedzę na tarasie, Aza leży obok mnie a chłopaki dojadają resztki z 'kongów', świeci słońce, wieje lekki wiatr, jest idealnie.
Co robimy na co dzień? W tygodniu głównie spacery, bo jednak szkoła wyciąga resztki energii i na treningi już nie mam ani siły ani ochoty. Jednak gdy wrócę wcześniej do domu, coś tam dłubiemy. Max doszedł do siebie po kastracji, na razie zauważyłam to, że jest dużo spokojniejszy, bardziej się stara gdy coś ze mną robi i jest strasznie nakręcony, a to bardzo dobrze więc oby tak dalej.
Cały czas nakręcam Maxa na szybkość, bo już niedługo wracamy na agilitki, dodatkowo przypominaliśmy sobie wszystko, bo 2 miesiące syn miał przerwę. Oprócz tego na co dzień szlifujemy przywołanie, które idzie powoli, ale do przodu, no i jakieś tam komendy w między czasie. Aza z Rambem natomiast oprócz spacerowania na razie nie robią nic. Aza przeszła na zasłużoną emeryturę, nic od niej nie wymagam, dobrze jest jak jest, Rambo niedługo wróci do rowerowania i nic oprócz tego raczej nie będziemy robić. Także tyle chciałam wam opowiedzieć, no i co? Do napisania!

Miłego weekendu!


czwartek, 2 marca 2017

CIEMNA STRONA BULDOŻKA

Mamy marzec, a co za tym idzie...? Wiosna! Jest coraz cieplej, nie ma śniegu, a nawet już i takiego błota jak było, więc tylko się cieszyć. A co u nas? We wtorek Max miał zdejmowane szwy, więc powoli będziemy wracać do normalności i aktywności. Oprócz tego na nasze nieszczęście Aza dostała cieczkę chwilę po kastracji. Na początku wszystko było normalnie, nie było problemów, ale w tym tygodniu zaczęły się spiny między chłopakami. Oni normalnie nie mają ze sobą problemów, nie ma bójek, ale cieczka czasem do tego doprowadza (teraz jak Maxa organizm się w 100% wyciszy, nie będzie już problemów, ale na razie musimy dać sobie radę).
Sami na pewno pamiętacie sytuację sprzed półtora roku, konflikt chłopaków, który zakończył się katastrofą. Wtedy wszyscy byli pewni (oprócz mnie), że to Maxa wina, on zaczyna, on wszystko podsyca, on jest większy, silniejszy bla bla bla. Ja już w końcu też się z tym pogodziłam, chociaż nadal nie chciało mi się wierzyć, że to tak cała wina leży po stronie czarnego. Wczorajszy spacer tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że wszyscy się mylili...
Zabrałam psy na spacer, a że przez ostatnie 2 tyg Max chodził tylko na smyczy, a Rambo miał luz, postanowiłam zamienić rolę i Max miał luz, a Ramba wzięłam na smycz. Normalnie obaj biegają, ale skoro groziło to jakąś bójką, to wolałam dmuchać na zimne i jednego mieć na smyczy. Co się okazało? Pomijając to, że Rambo na tej smyczy zachowywał się co najmniej karygodnie, szarpał się ze mną, bo on chce do Azy, bo on nie będzie szedł, bo on musi podbiec do Maxa....właśnie. Max szedł spokojnie wbijając tylko swój oziębły wzrok w Ramba, absolutnie nie ruszył by go, po prostu
 ,,zabijał go spojrzeniem'', ja to widziałam i dobrze wiedziałam, że Rambo stąpa po kruchym lodzie i jeden jego złośliwy ruch i będzie problem. Starałam się go ogarnąć, żeby Max mógł spokojnie iść obok Azy, a Rambo, żeby się nie wcinał. Biały jednak miał inne plany, za wszelką cenę chciał denerwować Maxa, próbował się o niego ocierać, podchodził pomimo tego że widziałam, że Max nie ma ochoty na jego bliski kontakt. No cóż, miałam serdecznie dosyć zachowania Ramba, więc szybko zawróciliśmy, no, ale Rambo nie odpuszczał, nadal się szarpał, nadal jak Aza była za daleko to stawał, nadal próbował podłazić do Maxa. Dzięki ci panie, że on ma jako taką cierpliwość i na moje ,,spokojnie, ignoruj'' nie dawał się sprowokować. Pod samą bramą, gdy na wszelki wypadek chciałam zapiąć na smycz Maxa, Rambo wystartował do niego z mordą, a konkretnie kłapnął mu paszczą przed samym nosem. Dla mnie tego było już za wiele, małe to to, a wredne gorzej niż nie jeden owczarek...Max zachował zimną krew, został pochwalony za swoje zachowanie, a Rambo pomimo jęczenia do wieczora siedział w swoim legowisku.
Każdy myślał do tej pory, że jeśli Rambo nie warczy na Maxa(jego warczenia to coś w rodzaju gruchania świnki morskiej, więc nikt tego nie wyłapuje oprócz mnie), nie jeży się (bo w sumie nawet jeśli, to tego nie widać) oraz nie szczeka na Maxa, to już oznacza to, że on nie wszczyna bójki, a wystarczył jeden spacer w innej formie niż zawsze i cała ciemna strona buldożka wyszła na światło dzienne. Powiem szczerze, nawet nie spodziewałabym się, że Ra tak się zachowa, no a co najciekawsze moja rodzina gdzie to Max był zawsze tym złym, trochę otworzyła oczy na całą sytuację. Fakt faktem, gdy dojdzie do bójki Rambo Maxowi nie zrobi żadnej krzywdy bo zwyczajnie nie ma jak, natomiast Max już może dużo, jednak gdyby R. nie zaczynał, a jak już jest bójka, odpuścił i nie podsycał całej sytuacji, myślę, że obyło by się bez większych uszczerbków.
Jaki z tego wniosek?
Mi narzucają się dwa przysłowia..pozory mylą i to bardzo, a cicha woda brzegi rwie :)!