poniedziałek, 31 października 2016

EKIPA OD PODSTAW - CIĄG DALSZY

W ostatnim poście z tej serii poznaliście mojego pierwszego psa i pierwszego kota. Jak się pewnie domyślacie, to nie były jedyne zwierzaki jakie miałam przed aktualną ekipą. Zapraszam do poznania reszty czworonogów, które już odeszły lub, które pojawiły się dawno temu i są do tej pory :)
 W roku 2005 pojawiła się Aza, jak widzicie, zdjęcie bardzo stare, A miała wtedy jakieś 3 lata, młoda, szczupła nabijała kilometry hasając po lesie :)
Jakoś pod koniec 2010 roku pod nasz dach trafił pekińczyk, w ,,hodowli'' nie jestem w stanie powiedzieć czy było to pseudo, w każdym razie był atakowany przez inne psy, więc postanowiono się go pozbyć i tak trafił do nas. Miał pełno kołtunów plus tak jakby ,,rozdwojoną'' łapę między palcami. Doprowadziliśmy go do porządku, był bardzo fajnym psem, chodził za mną do koleżanki, odprowadzał na przystanek, ale często uciekał i pewnego dnia po prostu nie wrócił. Nie potrafił się do nas przywiązać.
Garfield i Sasha byli u nas od 2010 roku. Wzięte tego samego dnia, byli praktycznie w tym samym wieku, jednak od dwóch różnych matek. Traktowali się jak rodzeństwo, szczerze mówiąc nigdy nie widziałam takiej więzi między kotami. Gdy S miała kociaki, G siedział przy niej non stop i pilnował. A gdy w 2014 roku odeszła Sasha, razem z nią odeszła część Garfielda, to już nie był ten sam kot. Trochę odżył gdy trafił do domu Gand, ale do końca kiedy był u nas pokazywał się jako raczej smutny kot. Zaginął w tym roku.
Ludwik to syn Sashy i prawdopodobnie Garfiego. Urodził się w firankach w garderobie podczas naszego weekendowego wyjazdu. Z całego miotu przeżył tylko on i tak już u nas został przez kilka miesięcy, potem trafił do moich dziadków, gdzie spędził kolejne miesiące i tak na prawdę nie wiem co się z nim stało. Chyba nikt nie wie.

 Tuptuś - królik miniaturka, który wyrósł na prawie 5 kilogramowego królika. Przez zimę był w domu, a gdy stał się duży całe dnie spędzał na dworze, a na noc zostawał w garażu. Był na tyle inteligentny, że biegał wszędzie gdzie chciał, a i tak na noc wracał w swoje miejsce.
Pusia - kotka, która została do nas przyniesiona jako już dorosła kotka przez pewnego pana w worku. Tak w worku, dobrze widzicie. Była dziką kotką, nie dało się jej dotknąć. Na początku mieszkała w garażu, jednak po pewnym czasie zaczęła do mnie podchodzić, przytulać się i stała się mega przylepą, nie widać było po niej tego dzikusa jakim była na początku. Świetnie też dogadywała się z Garfieldem i Sashą co możecie zobaczyć na zdjęciu niżej.
Pokazuję wam tu zwierzaki, które były u mnie, że tak powiem na stałe. Nie wspominam o kociakach Sashy czy Pusi i szczeniakach Miki i Azy, bo były one oddawane po ukończeniu odpowiedniego wieku do nowych domów. Jeden z synów Miki mieszka obecnie w Siedlcach, ma 11 lat i ma się świetnie.

sobota, 29 października 2016

JAK RÓŻNI SĄ LUDZIE..

Ludzie jak wiadomo są różni w wielu kwestiach. Wygląd, charakter, praca, zarobki, styl itd. Ja jednak nie mam tu na myśli żadnej z powyższych rzeczy. Chodzi mi o ludzką wiedzę w podstawowych tematach. Wydaje mi się, że każdy powinien wiedzieć zarówno jak się wykręca żarówkę, jak i to jak zachowuje się przy zwierzętach. W przypadku na przykład koni wiemy, że nie podchodzi się do konia od tyłu, nie macha rękami i nie robi gwałtownych ruchów. Nie pracuje z tymi zwierzętami i jakoś nie wgłębiam się w ten temat, ale to wiem. Nie jestem również malarką, ale wiem, że jak połączy się niebieski z żółtym to wychodzi zielony oraz wiem, że aby rozjaśnić kolor trzeba dodać biały, a przyciemniamy dodając czarny. Nie studiuje medycyny, ale znam podstawowe choroby oraz wiem jak udzielić pierwszej pomocy itd...
Będąc małym dzieckiem interesowałam się zwierzętami, ale nie jakoś dogłębnie, a pomimo to od zawsze wiedziałam co zrobić gdy centralnie na mnie biegnie szczekający pies. Dużo mówi się o tym w telewizji, pisze się w internecie. Doświadczeni ludzie z psami chodzą do przedszkoli, aby uczyć dzieciaki jak zachowywać trzeba się w takiej sytuacji. Dlaczego więc ludzie nadal mają ograniczoną wiedzę w tej kwestii? Za pewne po prostu nie chcą tego wiedzieć, natomiast często to się na prawdę przydaje a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Nie bez powodu poruszyłam ten temat. Wiecie lub nie wiecie, ale Rambo i Max, to psy, które na terenie, który znają widząc człowieka idącego czy jadącego rowerem/skuterem, biegną i szczekają, po prostu zaganiają ludzi. O ile Rambowi to już się zaczyna nudzić i gdy jest sam wcale nie biega do tych ludzi, o tyle Max niestety biega, chociaż sam też nie jest aż tak nakręcony. Gdy jednak są we dwóch i na horyzoncie pojawi się intruz, trzeba go biegusiem przegonić. Biegają wokół człowieka i szczekają. Nie chcą ugryźć, ale wiadomo, że ja o tym wiem, ale ten ktoś nie. Reakcje ludzi są różne, jednak dzisiaj na spacerze zaobserwowałam wielką przepaść między człowiekiem, a człowiekiem. 
Z góry mówię, że nie twierdzę że wina jest w ludziach, bo nie jest. Chcę tylko pokazać właśnie ten brak wiedzy.
SYTUACJA 1
Idąc drogą jedzie skuter. Chłopaki gdzieś na polu, a ja z nadzieją, że nie zauważą pojazdu. Rambo olał natomiast Max musi przecież pobiec. No cóż. Max biegnie i szczeka. Jak zachowuje się osoba na skuterze? Zatrzymuje się, woła Maxa, a gdy ten podchodzi głaszcze go i mówi do niego. Max zdziwiony patrzy na mnie po czym wołam go, pies wraca a skuter odjeżdża. Brawa dla kierowcy!
SYTUACJA II
Zdarzyła się już dawno temu podczas jakiegoś porannego spaceru. Idziemy sobie spokojnie, psy niuchają i nagle z lasu (o godzinie 7 rano!!) wyłania się kobieta z kijem ubrana w jakąś płachtę. Powiem szczerze, że ja się przestraszyłam, a Rambo i Max zaczęli szczekać. Kobieta zatrzymała się przestraszona i stała w miejscu, nie ruszała się i nie odzywała. Dla psów stała się mniej atrakcyjna, więc zapięłam ich i poszliśmy. Kobieta zachowała się według mnie prawidłowo, bo nie robiła nic, po prostu stała i czekała. Tak powinno być zawsze i ja osobiście też tak robię, gdy jestem w sytuacji gdzie biegnie na mnie pies i szczeka.
SYTUACJA III
Robiąc jesienne zdjęcia psy leżały w liściach z komendą zostań i wyjechał traktor. Normalnie by pobiegli, ale z komendą i moim stanowczym NIE olały traktor i pozowali dalej. Niestety chwilę po traktorze wyszedł trochę starszy ode mnie chłopak i już niestety jego nie olali, ale też ja go nie zauważyłam bo robiłam zdjęcia. Chłopaki pobiegli wprost na niego i biegali w kółko tak jakby go zaganiali. Co zrobił człowiek? Niestety nie zachował się tak jak powinien. Biegał w kółko krzyczał i machał rękami i próbował psy kopnąć. Logicznym jest, że każdy pies w takiej sytuacji jeszcze bardziej się nakręca. Chłopak dosłownie zachowywał się jak opętany. Ja krzyczałam do niego, żeby się zatrzymał, żeby się uspokoił, ale on nie reagował na nic. Zaczął uciekać i wtedy Max stwierdził, że ten obiekt jest zbyt dziwny, żeby go gonić i od razu wrócił. Tutaj już człowiek zachował się chyba najgorzej jak mógł. Ogólnie ta sytuacja mnie przybiła tym, że moje psy niestety zaganiają ludzi, no i tym, że ludzie totalnie nie wiedzą jak się powinni zachować, co robić.
NA KONIEC DODAM TYLKO, ŻE WIEM, MOJE PSY NIE POWINNY ZAGANIAĆ LUDZI, A JA NIE POWINNAM DOPUSZCZAĆ DO TAKICH SYTUACJI, I NA PRAWDĘ STARAM SIĘ DO NICH NIE DOPUSZCZAĆ, ALE CZASEM LUDZIE POJAWIAJĄ SIĘ Z NIENACKA W ODLUDNYCH MIEJSCACH CZEGO NIE JESTEM W STANIE PRZEWIDZIEĆ. NIE MÓWIĘ RÓWNIEŻ, ŻE WINA JEST W LUDZIACH, BO JEST WE MNIE I W PSACH. TEN POST MIAŁ NA CELU POKAZAĆ JAK RÓŻNIE ZACHOWUJĄ SIĘ LUDZIE, WIĘC PROSZĘ BEZ ZBĘDNYCH KOMENTARZY :))

czwartek, 27 października 2016

EKIPA TESTUJE - TRIXIE STICK

Jakiś czas temu w paczce od Fera.pl dostaliśmy kilka rzeczy. Między innymi była tam zabawka, która szczerze mówiąc za pewne nigdy nie znalazłaby się w zabawkach moich psów, bo zwyczajnie nie zwróciłaby mojej uwagi. Od jakiegoś czasu jednak przekonuje się, że chłopaki na prawdę lubią też inne zabawki niż tylko piłki, ale jednak to zawsze piłki kupuję, bo są one na pierwszym miejscu.
No, ale cóż dostaliśmy taki mały niepozorny kijek, no chłopaki na pewno będą się bawić. Oni bawią się wszystkim, ale...no właśnie. Stick testowali zarówno moi chłopcy, jak i Figa z Inką i powiem szczerze. Jestem w szoku. Psy na prawdę za nim szaleją. Biegają w kółko z zabawką jak opętani. Inka jak dostanie stick'a na początku spaceru tak idzie z nim całą drogę i pilnuje, żeby Fi jej nie zabrała. Mała również bardzo jara się zabawką, gryzie biega z nią, wyraźnie jej się podoba. Dodatkowo zaletą tego oto gumowego patyka jest to, że piszczy, świeci na kolorowo i ma wypustki oraz ,,dołki'' co psy dodatkowo nakręca. Jak wiadomo, Max kocha wszystko co piszczy, więc syn jest zachwycony i o dziwo Rambo też bardzo nakręcił się na to, także jak sami widzicie, jest szał. Wielkim plusem jest też to, że bardzo dobrze się czyści. Wystarczy opłukać wodą (od razu po zabawie, jeśli tak brudna poleży kilka dni gdzieś na dworze, wiadomo, że może być trudniej) i zabawka jest czyściutka. Nie wiem natomiast czy pływa. Jest już na tyle zimno,że nie wrzucę jej Maxowi do wody, ale mogę powiedzieć, że nie zauważyłam, żeby woda dostawała się do środka, i nawet podczas mycia piszczałka nie cichnie.





PODSUMOWUJĄC:
+ zabawka jest dla psów bardzo ciekawa ze względu na to, że ma wypustki, piszczy i świeci
+ nie jest droga
+ łatwo się czyści
+ pies łatwo może ją podnieść
- minusów nie dostrzegłam
Jak widać już użytkowana, pieski zadowolone, mam nadzieję, że to, że zabawka na zdjęciach nie jest czysta wam nie przeszkadza :)


                                                                                                                      ~Czarnobialorudzi




piątek, 21 października 2016

Z PSEM PRZEZ ŚWIAT - PODRÓŻE MAŁE I DUŻE

Jak wiecie, lub nie wiecie ostatnio dużo podróżujemy. A to Łuków ,a to Warszawa. Jeżdżę z Maxem. Może zacznijmy od tego, czemu z właśnie z nim, a nie z A czy R?
A więc pomyślcie. Aza, 12 letni pies z problemami stawowymi oraz nadwagą, w metrze, pociągu czy innej komunikacji w mieście oddalonym o prawie 100 km (mówię tu o warszawie). Powiem szczerze, nie wyobrażam sobie, tym bardziej, że dla niej w tej chwili problemem jest przejść więcej niż 5 km. Dodam jeszcze tutaj, że będąc w sytuacji takiej jak z Maxem na ruchomych schodach w metrze (pamiętacie?) z Azą musiałabym się cofnąć pomimo skasowania biletu i szukać normalnych schodów, a co za tym idzie możliwe, że nie zdążyłybyśmy na metro. Chyba rozumiecie, że nie odniosłabym za żadne skarby 50 kg. Azy ostatnią wyprawą był wyjazd na spacer do miasteczka i myślę, że na tym koniec. Ale kto wie, życie pisze różne scenariusze. 
Okej co do Azy chyba mamy jasność. 
Dlaczego więc nie jeździ Rambo? Z jednego prostego powodu - przez odgłosy jakie wydaje :) Pomyślicie, co to komu przeszkadza.. Ale kiedy w pociągu jest cisza, a zmęczony Rambo nadawałby na częstotliwości drażniącej uszy każdego oprócz moich, no nie byłoby fajnie. Do tego, Rambo chyba nie byłby zachwycony taką podróżą, a Max jest psem, który zniesie wszystko i potrafi to polubić i się zrelaksować ( już coraz bardziej w obcych miejscach). Jeśli mój pies nie czerpie z czegoś przyjemności po prostu nie zmuszam go do tego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Większość psiarzy tak na prawdę jeździ z psem wszędzie gdzie tylko może, mówię tu o rodzinnych wyjazdach, to jest dla opiekunów czworonogów niekiedy wielka wyprawa, pełna przygód i nowych doznań zarówno przez psa jak i opiekuna. Wyjazdy na zawody, wystawy czy grupowe spacery, to dla wielu normalna rzecz, nic specjalnego po prostu kolejna podróż. Dla mnie jako dla osoby, która nie ma możliwości zabrania psa na wakacje, pierwszy wyjazd to był wielki przełom. Przygoda jakiej nie przeżyliśmy. Był to zlot wraz z Rambem ( o , jednak Rambo jeździ? Tak jeździ, ale tylko na zloty i to samochodem). Zlot to była pierwsza psia impreza, pierwszy wyjazd z psem do warszawy, pierwszy w ogóle bardziej odległy wyjazd, bo do wtedy psy jeździły tylko do miasteczka oddalonego 5 km. Plany na ten rok jeśli chodzi o wyjazdy również były. Przecież nie spoczniemy na jednej psiej imprezie w roku. Miało być DG lub DCDC, ale do sierpnia było nam nie po drodze. Odwiedziłam tylko Dog Games, ale na chwilę i bez psa. No to co to za psia impreza bez psa? Pierwszym Maxa wyjazdem była natomiast wystawa w Łukowie. Pamiętam, że przed wyjazdem powiedziałam do Wiktorii  (Zakudłaczeni), że sprawdzę jak Max się będzie zachowywał i może otworzy nam to drogę do kolejnych wyjazdów. No i otworzyło. I to jak bardzo. Już tydzień później pojechaliśmy na Latające Psy i to nie sami ( kto by pomyślał, że będziemy jeździć z psiarzami..), po Latających Psach byłam zachwycona Maxem. Były małe problemy, ale wybaczyłam, w końcu był pierwszy raz, no co ja mogłam od niego wymagać, że będzie się zachowywał jak Kiba czy Ray ? No chyba nie. Ten wyjazd, był dla mnie na prawdę wielką niewiadomą, wielką przygodą, pomimo tego, że ktoś pomyśli: To tylko Warszawa, czym tu się zachwycać. No według mnie jest czym. Dwa tygodnie później kolejny zlot z Rambem i pomimo tego, że zachwywał się pięknie to utwierdziłam się w przekonaniu, że wyjazdy nie są dla niego. On po prostu woli inny tryb życia, tryb pracy. Nie chce obcować z taką ilością psów jaka jest na tego typu imprezach i zwyczajnie go to męczy. Ponad godzina na zlocie i w samochodzie pies padł. Dla Maxa to by było zdecydowanie za mało. Po całym dniu w Warszawie chętnie poszedłby na spacer, żeby pobiegać. I ostatni nasz wyjazd czyli Łukowski spacer to już był wyjazd na luzie. Żadnych stresów, no jedynie ,,na pewno nie spuszcze go ze smyczy'' ostatecznie pies większość czasy był bez :D 
Podsumowując to co opisałam. Podróżowanie to na prawdę rozległy temat. Każdy może wypowiedzieć się według własnych doświadczeń. Dla jednych Wielką wyprawą są tereny za granicą Polski, dla innych miasto oddalone o 100 km i nie ma tu co komentować. 
,,Wielką wyprawą nazywasz wyjazd do Warszawy? Błagam'' Tak, ponieważ wyjazd na Latające Psy to był przełom w życiu syna. Metro? Po raz pierwszy. Skm? Po raz pierwszy. Pociąg? Po raz pierwszy. Ruchome schody? Po raz pierwszy. Praktycznie wszystko co Max robił tego dnia, robił po raz pierwszy. To była dla niego WIELKA WYPRAWA W NIEZNANE.


Ten post bierze udział w konkursie organizowanym przez blog whippetzpasja.blogspot.com, w którym sponsorami są: PupiLu, E-PIES, Dingo oraz SpeedMania~






niedziela, 16 października 2016

NOWOŚCI Z SZUFLADY

Dawno, oj dawno nie było haul'u, postu z nowościami, ani nic w tym rodzaju, więc w końcu coś się udało wymyśleć. Nowości z szuflady to nowa seria bloga, w której będą jak sama nazwa wskazuje , nowe rzeczy, które wpadły nam w łapki. W tym poście będzie zbiór rzeczy zakupionych w ciągu ostatnich 3-4 miesięcy, będzie tego trochę także zapraszam !

Kubek Puriny - darmówka z  Latających Psów , na prawdę fajnie się sprawuje :)
Kubek Zlotowy - ładny? ładny. Wsparliśmy fundację? Wsparliśmy.


Szampon bez spłukiwania DUSH - spontanicznie zakupiony w Rossmanie za jakieś 17 zł
Gammolen - zakupiony podczas zlotu
Próbki gammolenu i gammolenu activ - również ze zlotu
Trixie płyn do czyszczenia zębów - zamówiony z bonu do Fera.pl
Trixie płyn do czyszczenia oczu - również z bonu
Bidon Comfy - z paczki od Fera.pl
Szczotka gumowa na rękę - za chyba 3 zł z chińskiego, żal było nie brać
Adresówki Trixie - do puki nie kupię czegoś porządnego posłużą nam na wyjazdy
Szczotka z metalowymi ząbkami Trixie - zawsze się przyda taka zwykła szczotka
Klikier Trixie - jak on był nam potrzebny to sobie nie wyobrażacie. Życie bez klikiera jest ciężkie :)
Pęseta do kleszczy - jeszcze nie używana, ale pewnie się przyda
Dwa pojemniki na treningi - wystarczy pasztet do środka i psy szczęśliwe
Saszetka EzyDog - wygrana w konkursie
Planet Dog Lil' Pup Orbee Ball (L) - najulubieńsza, najidealniejsza piłka według psów. Według mnie do ideału jej dużo brakuje, ale to nie ja się nią bawię, więc grunt, że psom się podoba :)
Comfy Snacky Ball (M) - kula smakula jeszcze nie testowana z wypełnieniem, ale bez bardzo się podoba.
Snack Ball Trixie - czyli kula smakula dla kotów. Moje chłopaki nie zbyt czają o co chodzi, ale może będzie fajna jak nabiorą wprawy.
Piłeczki dla kotów - z Rossmana za jakąś śmieszną cenę
Koziołek drewniany - w sumie nie do końca wiem po co go kupiłam. Miał pomoc w nauce trzymania, ale jakoś ta nauka nam stanęła w miejscu.
Trixie Stick (S) 18 cm - był w paczce od Fery. Ja bym nie kupiła, a psom na prawdę bardzo się spodobał. 
Comfy Snacky Strawberry - pewnie bym nigdy nie kupiła, ale w Rossmanie znalazłam za nie całą dyszkę, więc czemu nie. Pieski polubiły biegają za nią jak oszalałe.
Frisbee Dog Games - kupione na Latających Psach, dzięki niemu myślę, że w następnym sezonie zaczniemy coś działać w tym kierunku.
JW Pet HOL-EE Roller (L) - popularna ażurka wpadła w nasze łapki i Rambo na jej punkcie oszalał, natomiast Max kocha się nią szarpać.
Szarpak polarowy - zakupiony na zlocie, psy pokochały, szarpią się nim wszystkie na raz, po prostu zabawka ideał.

 Figurka gipsowa buldog francuski - miała być nie na sprzedaż, a jednak ją mamy i to za śmieszną cenę :)
Chusta Adopciaków - z ich spaceru po Polach Mokotowskich, jest pamiątka i jak tylko na nią patrzę wracają fajne wspomnienia :)
Rozeta pamiątkowa ze zlotu buldogów - kolejna do kolekcji świetna pamiątka

Klikier - Skuteczne szkolenie psa - jeszcze nie zaczęłam czytać, ale na pewno coś nowego się z niej wyciągnie.
Aria do mnie! oraz Aria nie! - obie świetne, jednej nie ma, bo pożyczyłam, nie mniej jednak przeczytałam i jestem zachwycona. Już się czaję na Aria równaj!
Miesięcznik Przyjaciel Pies - ulubiona gazeta, mam każdy numer, ale wrześniowy gdzieś mi zginął. Polecam jak ktoś jeszcze nie kupował.
Encyklopedia Psów oraz Kotów - przywieziona przez mamę, na pewno do czegoś się przyda, ale i tak zdjęcia są najfajniejsze w tego typu książkach :))
Obroże od Gadżeciaków - recenzję mogliście już czytać, jeśli nie to zapraszam KLIK
Szelki easy-walk od White Fox - odebrane na LP, już noszone, ja zadowolona Rambo średnio :)
Dwie zwykłe smycze z zoologicznego - nawet firmy nie pamiętam, kupione za kilkanaście złotych, sprawdzają się świetnie dzięki temu, że mają kilka klamer do przepinania oraz są cienkie i lekkie.
Jedzenie u nas non stop się zmienia, ale tutaj praktycznie nie ma rzeczy, które bym kupiła. No kurze łapki i jedne smaki maced, których nie widać oraz karma Wistona. Reszta rzeczy to albo paczka od Fera.pl, albo darmówki z LP i Zlotu. Warto jeździć, oj warto!
Karma dla świnki morskiej Nestor - kupiona przez rodziców, mi skład się nie podoba, ale myślę, że Felka zje z miłą chęcią.
Metalowa kula na siano - fajne urozmaicenie klatki grubasa i jakiś rodzaj gimnastyki
Versele-Laga Nature Snack - będziemy testować, zobaczymy jak się sprawdzą





środa, 5 października 2016

EKIPA TESTUJE: OBROŻE OD GADŻECIAKI.PL

Na stronę Gadżeciaki.pl wpadłam przypadkiem. Miałam chęć kupić ekipie nowe obroże, ale nigdzie nie było takiego wzoru jaki by mi odpowiadał, a tam gdzie może by i był firmy były na urlopie.
Nie chciałam brać nic na siłę, więc odkładałam, odkładałam, aż w końcu trafiłam właśnie na Gadżeciaki. No i wtedy pomysł zrodził się sam. Haftowane, personalizowane obroże. Koncepcje były różne, ale koniec końców wybrałam dwie niebieskie dla chłopaków i różową dla suczi. Obroże są wykonane z tych samych materiałów. Różnią się tylko kolorami, haftami no i tym, że Azy jest większa. Dużo osób narzekało na czas realizacji. Ja niestety też muszę co nie co na ten temat powiedzieć, bo bez problemów się nie obyło. A to zapomniało się firmie o projekcie naszych obróżek na który czekałam cały weekend, a to Azy została haftowana na niebieskim i trzeba było zmieniać, więc ogólnie naczekałam się na nie miesiąc bez kilku dni. Jak się potem okazało został źle zrobiony haft od spodu. Napisałam dobrze, ale potem na projekcie już było źle, a ja nie zauważyłam i zobaczyłam to dopiero w domu. Kolor haftu spodniego Azy też miał być różowy, a wyszedł niebieski, ale o to już się nie czepiam. Może po prostu zapomniałam to dodać. Gdy napisałam do firmy w sprawie złego haftu od razu zaproponowali poprawkę, ale mi się już nie chciało odsyłać i znowu czekać, więc zamiast ,,Czarnobiałorudzi'' są ,,Czarnorudzi''.Ogólny kontakt był dobry. szybko odpowiadali na wiadomości, jednak musiałam dopytywać. Żadnych konkretów.
No dobra firma, firmą, ale co do samych obróżek. Wykonanie bardzo dobre. Łatwo się je czyści. Trochę już z nami przeżyły. Latające Psy, Zlot buldogów oraz Łukowski spacer. Spisują się świetnie, psom jest wygonie, nie obcierają, a dzięki temu, że są pół zaciskowe to w przypadku Maxa mogę go szybko złapać, a potem poprowadzić chwilę przy nodze za samą obrożę i nie muszę się wyginać, tylko pies idzie jak na smyczy, a na sobotnim spacerze mi to na prawdę ułatwiło sprawę np.w momencie gdy przechodziliśmy obok rybaków, a ja nie chciałam, żeby Max do nich podchodził.
Obroże były też wielokrotnie prane ręcznie jak i w pralce i nadal są tak samo ładne, kolory nie blakną oraz nie odstają żadne nitki.
                                                      PODSUMOWUJĄC:
                                                      + łatwo się czyści
                                                      + piękne, żywe kolory nie blaknął jak na razie po kilku praniach.
                                                      + cena adekwatna do wykonania, które jest bardzo dobre
                                                      + nie obciera, psu jest wygodnie
                                                      + chęć naprawienia przez firmę swoich błędów
                                                      - długi czas oczekiwania
                                                      - trzeba dopytywać

sobota, 1 października 2016

01.10.2016 I Łukowski Spacer

Dzisiaj nad zalewem Łukowskim odbył się I Łukowski Spacer z Psem organizowany przez Olę. Byłam zachwycona pomysłem na taki spacer, bo jednak w okolicy znam tylko kilku psiarzy. Fajnie jest poznać kogoś nowego i popatrzeć jak psy bawią się razem, biegają i po prostu świetnie się bawią. Oczywiście ja jak zawsze miałam jakieś 'ale' bo jakby inaczej. ,,Ale co jeśli Max będzie ciągną przez cały spacer, przecież nie puszczę go luzem bo może zbyt zaczepiać psy'' właśnie, właśnie. Te bezpodstawne obawy rozwiało zrobienie kilku kroków nad zalewem. Ale może od początku...
Na miejscu byliśmy kilka minut po 11, poczekaliśmy jeszcze chwilę na resztę i grupą 15 osób + 17(?) psów ruszyliśmy w stronę zalewu. Przeszliśmy kawałek i stopniowo coraz więcej psów było spuszczanych ze smyczy. Ja miałam opór. Nie mogłam się przełamać. Kiedy zrobiliśmy grupowe zdjęcie poszłam na żywioł.'A idź synu tylko się pilnuj' na początku cały czas jak oddalił się dalej niż 5 metrów włączałam czerwoną lampkę(matkapsychopatka), ale w końcu zaufałam mu i źle na tym nie wyszliśmy. Nie wbiegał na psy, był ostrożny bo małe psiaki też były. Nie ganiał żadnego, cieszył się chwilą, wąchał w towarzystwie innych psów, unikał owczarków, a gdy mnie nie zauważał w tłumie stał z miną 'mamii gdzie jesteś'.Generalnie spokojny idealny synuś. Później weszliśmy jeszcze na molo. Lekka nie pewność, ale dzielnie po nim stąpał. Kilka osób się odłączyło, a reszta (w tym my) siedziała sobie na polanie, rozmawialiśmy, psy się ganiały, robiliśmy zdjęcia i tak dalej. Max bawił się z Joy ( bardzo mu się spodobała) no i dziko biegał razem z Raykiem, Kibą oraz właśnie Joy. Była jedna sytuacja gdzie Max warknął, ale to tylko dla tego, że był zblokowany, a podszedł do niego wielki owczarek i ze strachu ostrzegawczo warknął natomiast kiedy jakieś inne psy na niego powarkiwały nie przejmował się, po prostu dawał spokój. 





                 

 Fot.Aleksandra Górecka


Po3 godzinach przyjechał po nas transport i wróciliśmy do domu. Jestem bardzo zadowolona z tego spaceru i mam nadzieję, że już niedługo odbędzie się kolejny. Zarówno ja jak i Max chętnie się wybierzemy, a kto wie.. może na zimową edycję pojedziemy w powiększonym składzie?