czwartek, 29 września 2016

PLANY NA PAŹDZIERNIK


Wrzesień dobiega końca, miesiąc szkoły już za nami, ale przecież nie chcemy zaniedbywać piesków. Tak czy nie? No jasne, że nie chcemy! Więc, aby lepiej się zmobilizować plany wypiszę sobie tutaj w punktach. Ciekawe czy damy radę ze wszystkim :)


                                 1.Spacer grupowy nad zalewem, który odbywa się w sobotę.

                                 2.Nauka przywołania od podstaw (na razie Max)

                                 3.Jakieś konkretniejsze sesje zdjęciowe.

                                 4.Rower, chociaż trzy razy w tygodniu.

                                 5.Dużo spacerów. Jesień więc można dużo łazić.

                                 6.Spotkania z innymi psami (całej trójki)

                                 7.Dużo sztuczkowania w różnych miejscach, nie tylko przy domu.







wtorek, 20 września 2016

XVIII ZLOT BULDOGÓW FRANCUSKICH WARSZAWA 18.09.2016

W niedzielę na Fortach Bema, jak co roku odbyła się buldożkowa impreza, na którą pojechaliśmy już drugi raz. Z domu wyjechaliśmy jakoś po 10:00, a na Fortach, po małym błądzeniu byliśmy jakoś o 12:00.
W samochodzie przez pół drogi pies się wiercił, ale w końcu przypięłam go pasami i jakoś tam siedział, a po wyjściu z samochodu zachowywał się normalnie, nie był wystraszony ani zestresowany. Jak już weszliśmy w głąb pies się trochę speszył, ale i tak był mniej niezadowolony niż w tamtym roku. W miarę normalnie szedł (nie skulony jak zbity pies), a po wejściu w leśne odludzie wyłonił się z niego wsiowy Rambo. Wąchał, normalnie szedł swoim tempem i nie musiałam na niego czekać.

Pierwsze co rzuciło mi się w ogóle w oczy to stoiska z legowiskami, zabawkami, szelkami a nawet stoisko Josera. W ubiegłym roku nie było takich stoisk, były tylko charytatywne oraz kilka z galanterią. Nie obyło się bez zakupów to wiadomo, ale oprócz tego zwieźliśmy do domu dwie torby giftów. Jako gadżeciara bardzo się z nich cieszyłam.
Ludzi i psów było mniej więcej tyle co rok temu, albo trochę mniej, co nie zmienia faktu, że atmosfera była świetna. Po półtorej godzinie zebraliśmy się do samochodu, a w drodze powrotnej zajechaliśmy jeszcze coś zjeść, gdzie biały wykazał się pełną kulturką
 Kup mi to bo nigdzie nie ide dalej...

 Może mnie adoptować?? Lepiej głaszcze..! 

 Nie no z nim to bym nie wytrzymał... Jednak zostaje z wami.
  W samochodzie prawie całą drogę Rambo spał, co dla mnie było niezwykle cudowne, bo nie spodziewałabym się tego po nim, a dzięki temu, że spał było cichutko.
Ogólne zachowanie Ramba było bardzo dobre porównując z tamtym rokiem plus mniej się stresował, a po powrocie do domu zachowywał się jakby nigdzie nie był. Nie obyło się również od zachwycających się nim ludzi, którzy czasem na dłuższą chwilę się przy nas zatrzymywali, pytali, głaskali, ale w końcu na tym polegają takie zloty :)

Post krótki i może trochę chaotyczny, ale w wielkim skrócie opisujący naszą niedzielę. Na pewno będziemy tam wracać co rok :)

sobota, 10 września 2016

LATAJĄCE PSY WARSZAWA 2016 CZYLI WIELKI SOCJAL

W sobotę 3 września wzięłam plecak, psa i ruszyliśmy na Siedleckie PKP, aby tam wsiąść w pociąg i wyruszyć na Warszawę. Podróż do Warszawy z psem nie jest mi obca, ale już podróż do Warszawy z psem POCIĄGIEM, owszem. Jak za pewne doskonale wiecie, rok temu byliśmy z Rambem na zlocie właśnie w stolicy, ale pojechaliśmy tam samochodem, z kilkoma osobami z rodziny, więc to zupełnie inaczej niż sama z psem pociągiem.

SIEDLCE:
O 6:30 byliśmy już na miejscu, zrobiliśmy z Maxem rundkę przy PKP, gdy tata poszedł nam kupić bilet, a potem od razu poszliśmy na peron.Pies tak jak i na początku pobytu w Łukowie, bał się nowego miejsca i kilka razy drygnął na nieznany mu dźwięk, ale na peronie zachowywał się już normalnie.Wsiedliśmy do pociągu i o 7:20 byliśmy już w drodze do Warszawy.
Jeśli chodzi o zachowanie:
Wiejski burek, pierwszy raz w pociągu, co ja się miałam spodziewać? Że będzie spał, albo grzecznie siedział ? No nie, ale i tak było świetnie, bo nie wiercił się jakoś strasznie, trochę leżał, trochę siedział, a resztę czasu patrzył w okno, więc jak dla mnie było okej. Nie dodałam, że do pociągu tata go wniósł, bo trochę by to zajęło zanim bym przekonała czarnego, że może jednak wszedłby za mną, więc chwila zawahania i pies był już w środku. Wysiadka z pociągu też nie była dla niego łatwa, ale jakoś przekonał się, żeby wyjść. Pomińmy tu już fakt, że zarówno ja jak i on jechaliśmy pociągiem po raz pierwszy w życiu, bo SKM czy metro, którymi jeździłam to jednak nie to samo.

                                        

                                        WARSZAWA:
Nasza ekipa: od lewej Max, Ray, Kiba i Kokunia
fot.Aleksandra Górecka

Gdy byliśmy już w śródmieściu i znaleźliśmy resztę naszej ekipy(a raczej oni nas znaleźli), ruszyliśmy na metro. Stres większy niż w pociągu ,,nie wsiądzie, przestraszy się itp.'' Wszystko byłoby jednak super, gdyby nie to, że weszliśmy od strony gdzie były tylko ruchome schody. Kiba pierwsza się wystraszyła, a Max jak zobaczył o co chodzi też nie chciał wejść, tylko Ray bez problemu wszedł, na ten straszny mechanizm. No cóż, stres ogromny, co ja zrobię. Bilet skasowany, nie cofniemy się. No to 33 kg. na ręce i na schody. Max wystraszył się ogromnie, chciał jak najszybciej zejść tylko, że szedł nie w tą stronę. W pewnym momencie, pewna pani podała mi kaganiec, który Maxowi spadł na schodach, a za chwilę przycisnęła Maxa do siebie i tak zjechaliśmy w dół. Może szaleństwo, i ta kobieta nie powinna tak zrobić, ale nie powiem, pomogło. Max siedział w miejscu i mniej się bał. Gdy zeszliśmy ze schodów nogi miałam jak z waty, a tu jeszcze trzeba wejść do metra... Dzięki bogu Max wszedł za resztą stada bez większych problemów, ale mi zajęło chwilę, żeby dojść do siebie po przygodzie ze schodami.

Po wyjściu z metra poszliśmy już na pola, więc koniec komunikacji miejskiej, i droga była przyjemna, Max czasem ciągnął, ale ogarniałam go i było okej.
Gdy w końcu dotarliśmy na miejsce zrobiliśmy rundkę po placu,obejrzeliśmy skoki kwalifikacyjne kilku psów w DogDiving, a potem poszliśmy na spacer i tak kręciliśmy się do puki nie zaczął się Freestyle i ThrowNGo.
 Psów jak i ludzi jak to na takiej imprezie była masa, a Max z każdym chciał się przywitać. Zupełne przeciwieństwo Ramba, który psy olewa,a do ludzi ciągnie. Większość psów miło przywitała Maxa, ale były i takie, które warczały już z daleka oraz takie, które niby się witały, a za chwilę atakowały, więc Max czasem był nieco zdziwiony, ale nie bał się. Łukowska wystawa mu bardzo pomogła. Bez denerwujących zachowań Maxa się nie obyło, bo jak wiadomo na takich imprezach zdarzają się suczki z cieczką, a Max jako nie kastrowany pies, często zatrzymywał się bo akurat tu była jakaś suczka.
Jak już się pies rozkręcił, do niektórych psów ciągnął i to, aż za bardzo, bo musiałam go ,,sprowadzać na ziemię''. Ale nie było źle jeśli chodzi o jego zachowanie. Wzięliśmy również udział w spacerze Adopciaków, gdzie Max trochę ciągnął, ale nie reagował na psy. Wielki biały kundel szedł obok nas, a Max przywitał się bez problemu i szedł obok niego. Jeszcze tydzień wcześniej byłoby to nie możliwe.Podbiegały do nas też różne psy, które nie były na smyczach, ale były bardzo spokojne. Golden większy od Maxa i nawet wielki bernardyn go nie wystraszyły.
Powrót do domu był równie ciekawy co przyjazd. Zaczęliśmy się zbierać o 17, i poszliśmy na metro. Wszystko okej, dzięki bogu były normalne schody, wsiedliśmy do metra, a po wyjściu biegiem na SKM'kę. Jakimś cudem zdążyliśmy i jakoś parę minut po 18 byliśmy już na peronie. Wsiedliśmy zmęczeni do pociągu, brak ludzi i klima to coś świetnego. Na początku byliśmy sami w wagonie, potem dosiadło się kilka osób, ale daleko od nas, jedni się bali inni byli obojętni. Powrót pociągiem bardzo przyjemy, bo Max przeleżał większość trasy. Trochę siedział trochę patrzył w okno, a w pewnym momencie nawet zaczął wykonywać sztuczki, co dla mnie było cudownym widokiem. Był na tyle wyluzowany, że chciał sztuczkować. W obcych miejscach było to wręcz nie możliwe. Pod koniec trasy jednak Max przypomniał sobie, że ,,wow Rayko z nami jedzie przecież'' i próbował na niego wskoczyć tak jak i na wystawie (nigdy się w stosunku do psów tak nie zachowuje, ale aussik mu się bardzo spodobał, jednak podobno dużo psów leci na Ray'a) Wysiadka z pociągu, pożegnanie z dziewczynami i psami no i do domku. Max tak bardzo olewał ludzi, że nawet taty nie zauważył do puki się nie odezwał, potem oczywiście dzikie skoki z radości, ale to pomińmy. Zmęczeni wsiedliśmy do samochodu i wróciliśmy do domu. Max siedząc w bagażniku(gdy siedzi na tylnych siedzeniach chce do bagażnika, więc w nim jechał) przełożył jakoś głowę przez kabel od CB i go przegryzł, ale jakoś nikt nie miał siły być na niego złym.
Powrót do domu...


PODSUMOWUJĄC:
Sobota była dniem, w którym Max prawie wszystko widział i robił po raz pierwszy. Pociąg, metro, ruchome ,schody, pobyt na peronie, sam pobyt w Warszawie itp. Więc jestem z syna bardzo dumna, że zachowywał się przyzwoicie. Podczas zdjęć nie ruszał się do puki go nie zwolniłam z komendy, witał się grzecznie z psami, olewał ludzi nawet była śmieszna sytuacja, gdy najpierw szedł pan z dzieckiem. Dziecko się pytało czy mój pies go ugryzie na to tata chłopczyka odpowiedział, że jak mu nie nadepnie na ogon to nie ugryzie. Chwilę później pani przejechała Maxowi wózkiem po ogonie, a on nawet nie poczuł.
Złe zachowania czyli ciągnięcie do niektórych psów i wylizywanie sików wybaczam. Wyjazd był świetnym socjalem, a przy okazji zgarnęliśmy dużo darmówek. To nasz pierwszy wyjazd do warszawy (z Maxem) i na pewno nie ostatni.





sobota, 3 września 2016

PODSUMOWANIE WAKACJI 2016

Wakacje już za nami, czas wrócić do rzeczywistości. Jakie mieliśmy plany? Co nam wypaliło, a co nie? Czytajcie dalej.

  •  Spacerowanie oddzielnie z psami. Podołaliśmy wyzwaniu i faktycznie często spacerowałam sama z Maxem, lub z Azą i Rambem, ale bez Maxa, albo z samymi chłopakami. Czy jest inaczej? Może Max już lepiej podchodzi do samotnych spacerów. Cieszą go tak samo jak te normalne z A i R :)
  • Drugi punkt to była praca nad przywołaniem. Nad tym pracujemy cały czas, widać efekty.


  • Spotkania z innymi psami też miały być i oczywiście były. Saba, Franek, a nawet Kiba i Ray. Oczywiście to Max się z nimi spotykał. Aza nie chodzi już na długie spacery, Rambo olewa inne psy.
  • Pływanie oczywiście było obowiązkowe, może nie codziennie, ale często. 
  • Nauka nowych rzeczy, co było planem na spędzanie wolnego czasu szła nam mozolnie. Aza nie zechciała się nic nauczyć. Z Rambem wyszedł nam obrót, a Max jest w trakcie nauki trzymania.
  • Praca w rozproszeniach. Hmm.. Na wystawie w Łukowie rozproszenia były, mimo to Max pozował do zdjęć i coś tam robił więc można powiedzieć, że wyszło.
  • A praca z Inką, która była ostatnim z punktów...olałam. Nie mam cierpliwości, żeby pracować ze szczeniakiem i to tak nakręconym jak Inka, pracuje z nią jej opiekun i mi nic do tego, jedynie chodziła z nami na spacery.


Oprócz tego, że mieliśmy konkretne wyzwania, w sierpniu liczyliśmy kilometry i wyszło nam ponad 95. Jak dla mnie okej. Ogólnie spacerowaliśmy dosyć dużo, co bardzo mnie cieszy. W między czasie był mój wyjazd na wakacje, i wtedy psy nie robiły nic. A pod koniec sierpnia pojechaliśmy do Łukowa, o czym napisałam, w poprzednim poście. Do tego w końcu się zmobilizowałam, żeby porządnie wykąpać Maxa. Wakacje pod psim, ale i nie psim względem uważam za świetne, chociaż jeśli chodzi o psy to zawsze mogłoby być lepiej. Do następnego!