sobota, 10 września 2016

LATAJĄCE PSY WARSZAWA 2016 CZYLI WIELKI SOCJAL

W sobotę 3 września wzięłam plecak, psa i ruszyliśmy na Siedleckie PKP, aby tam wsiąść w pociąg i wyruszyć na Warszawę. Podróż do Warszawy z psem nie jest mi obca, ale już podróż do Warszawy z psem POCIĄGIEM, owszem. Jak za pewne doskonale wiecie, rok temu byliśmy z Rambem na zlocie właśnie w stolicy, ale pojechaliśmy tam samochodem, z kilkoma osobami z rodziny, więc to zupełnie inaczej niż sama z psem pociągiem.

SIEDLCE:
O 6:30 byliśmy już na miejscu, zrobiliśmy z Maxem rundkę przy PKP, gdy tata poszedł nam kupić bilet, a potem od razu poszliśmy na peron.Pies tak jak i na początku pobytu w Łukowie, bał się nowego miejsca i kilka razy drygnął na nieznany mu dźwięk, ale na peronie zachowywał się już normalnie.Wsiedliśmy do pociągu i o 7:20 byliśmy już w drodze do Warszawy.
Jeśli chodzi o zachowanie:
Wiejski burek, pierwszy raz w pociągu, co ja się miałam spodziewać? Że będzie spał, albo grzecznie siedział ? No nie, ale i tak było świetnie, bo nie wiercił się jakoś strasznie, trochę leżał, trochę siedział, a resztę czasu patrzył w okno, więc jak dla mnie było okej. Nie dodałam, że do pociągu tata go wniósł, bo trochę by to zajęło zanim bym przekonała czarnego, że może jednak wszedłby za mną, więc chwila zawahania i pies był już w środku. Wysiadka z pociągu też nie była dla niego łatwa, ale jakoś przekonał się, żeby wyjść. Pomińmy tu już fakt, że zarówno ja jak i on jechaliśmy pociągiem po raz pierwszy w życiu, bo SKM czy metro, którymi jeździłam to jednak nie to samo.

                                        

                                        WARSZAWA:
Nasza ekipa: od lewej Max, Ray, Kiba i Kokunia
fot.Aleksandra Górecka

Gdy byliśmy już w śródmieściu i znaleźliśmy resztę naszej ekipy(a raczej oni nas znaleźli), ruszyliśmy na metro. Stres większy niż w pociągu ,,nie wsiądzie, przestraszy się itp.'' Wszystko byłoby jednak super, gdyby nie to, że weszliśmy od strony gdzie były tylko ruchome schody. Kiba pierwsza się wystraszyła, a Max jak zobaczył o co chodzi też nie chciał wejść, tylko Ray bez problemu wszedł, na ten straszny mechanizm. No cóż, stres ogromny, co ja zrobię. Bilet skasowany, nie cofniemy się. No to 33 kg. na ręce i na schody. Max wystraszył się ogromnie, chciał jak najszybciej zejść tylko, że szedł nie w tą stronę. W pewnym momencie, pewna pani podała mi kaganiec, który Maxowi spadł na schodach, a za chwilę przycisnęła Maxa do siebie i tak zjechaliśmy w dół. Może szaleństwo, i ta kobieta nie powinna tak zrobić, ale nie powiem, pomogło. Max siedział w miejscu i mniej się bał. Gdy zeszliśmy ze schodów nogi miałam jak z waty, a tu jeszcze trzeba wejść do metra... Dzięki bogu Max wszedł za resztą stada bez większych problemów, ale mi zajęło chwilę, żeby dojść do siebie po przygodzie ze schodami.

Po wyjściu z metra poszliśmy już na pola, więc koniec komunikacji miejskiej, i droga była przyjemna, Max czasem ciągnął, ale ogarniałam go i było okej.
Gdy w końcu dotarliśmy na miejsce zrobiliśmy rundkę po placu,obejrzeliśmy skoki kwalifikacyjne kilku psów w DogDiving, a potem poszliśmy na spacer i tak kręciliśmy się do puki nie zaczął się Freestyle i ThrowNGo.
 Psów jak i ludzi jak to na takiej imprezie była masa, a Max z każdym chciał się przywitać. Zupełne przeciwieństwo Ramba, który psy olewa,a do ludzi ciągnie. Większość psów miło przywitała Maxa, ale były i takie, które warczały już z daleka oraz takie, które niby się witały, a za chwilę atakowały, więc Max czasem był nieco zdziwiony, ale nie bał się. Łukowska wystawa mu bardzo pomogła. Bez denerwujących zachowań Maxa się nie obyło, bo jak wiadomo na takich imprezach zdarzają się suczki z cieczką, a Max jako nie kastrowany pies, często zatrzymywał się bo akurat tu była jakaś suczka.
Jak już się pies rozkręcił, do niektórych psów ciągnął i to, aż za bardzo, bo musiałam go ,,sprowadzać na ziemię''. Ale nie było źle jeśli chodzi o jego zachowanie. Wzięliśmy również udział w spacerze Adopciaków, gdzie Max trochę ciągnął, ale nie reagował na psy. Wielki biały kundel szedł obok nas, a Max przywitał się bez problemu i szedł obok niego. Jeszcze tydzień wcześniej byłoby to nie możliwe.Podbiegały do nas też różne psy, które nie były na smyczach, ale były bardzo spokojne. Golden większy od Maxa i nawet wielki bernardyn go nie wystraszyły.
Powrót do domu był równie ciekawy co przyjazd. Zaczęliśmy się zbierać o 17, i poszliśmy na metro. Wszystko okej, dzięki bogu były normalne schody, wsiedliśmy do metra, a po wyjściu biegiem na SKM'kę. Jakimś cudem zdążyliśmy i jakoś parę minut po 18 byliśmy już na peronie. Wsiedliśmy zmęczeni do pociągu, brak ludzi i klima to coś świetnego. Na początku byliśmy sami w wagonie, potem dosiadło się kilka osób, ale daleko od nas, jedni się bali inni byli obojętni. Powrót pociągiem bardzo przyjemy, bo Max przeleżał większość trasy. Trochę siedział trochę patrzył w okno, a w pewnym momencie nawet zaczął wykonywać sztuczki, co dla mnie było cudownym widokiem. Był na tyle wyluzowany, że chciał sztuczkować. W obcych miejscach było to wręcz nie możliwe. Pod koniec trasy jednak Max przypomniał sobie, że ,,wow Rayko z nami jedzie przecież'' i próbował na niego wskoczyć tak jak i na wystawie (nigdy się w stosunku do psów tak nie zachowuje, ale aussik mu się bardzo spodobał, jednak podobno dużo psów leci na Ray'a) Wysiadka z pociągu, pożegnanie z dziewczynami i psami no i do domku. Max tak bardzo olewał ludzi, że nawet taty nie zauważył do puki się nie odezwał, potem oczywiście dzikie skoki z radości, ale to pomińmy. Zmęczeni wsiedliśmy do samochodu i wróciliśmy do domu. Max siedząc w bagażniku(gdy siedzi na tylnych siedzeniach chce do bagażnika, więc w nim jechał) przełożył jakoś głowę przez kabel od CB i go przegryzł, ale jakoś nikt nie miał siły być na niego złym.
Powrót do domu...


PODSUMOWUJĄC:
Sobota była dniem, w którym Max prawie wszystko widział i robił po raz pierwszy. Pociąg, metro, ruchome ,schody, pobyt na peronie, sam pobyt w Warszawie itp. Więc jestem z syna bardzo dumna, że zachowywał się przyzwoicie. Podczas zdjęć nie ruszał się do puki go nie zwolniłam z komendy, witał się grzecznie z psami, olewał ludzi nawet była śmieszna sytuacja, gdy najpierw szedł pan z dzieckiem. Dziecko się pytało czy mój pies go ugryzie na to tata chłopczyka odpowiedział, że jak mu nie nadepnie na ogon to nie ugryzie. Chwilę później pani przejechała Maxowi wózkiem po ogonie, a on nawet nie poczuł.
Złe zachowania czyli ciągnięcie do niektórych psów i wylizywanie sików wybaczam. Wyjazd był świetnym socjalem, a przy okazji zgarnęliśmy dużo darmówek. To nasz pierwszy wyjazd do warszawy (z Maxem) i na pewno nie ostatni.





3 komentarze:

  1. Najepiej napisany post!💕💕💕 max slodzinka

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja w tym roku też byłam na latających psach, ale w Sopocie. I zaryzykowałam w jeden dzień zabrać Niko i muszę powiedzieć, że było to fajne doświadczenie i mogłam zobaczyć jak pies zachowuje się w różnych sytuacjach, które są dla niego nowe. Super, że u Was nie było problemów i Max się dobrze zachowywał. :) Takie zawody to świetna okazja do poznania nowych znajomych, a dla psa nowe doświadczenie, które zazwyczaj wychodzi na plus.

    Pozdrawiam
    with-astra.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Noo ile ja mam żałować, że mnie tam nie było? :D uwielbiam odwiedzać takie miejsca z psem, chociaż kiedyś był to dla nas problem.

    OdpowiedzUsuń