niedziela, 15 maja 2016

MAMISYNEK, NIEUDANY SPACER I MAXOWE LĘKI

Jako ,że blog jest o wszystkim, i nie chcę tutaj pisać tylko o dobrych rzeczach, super udanych dniach i sukcesach, to dzisiaj opiszę wczorajszy spacer, który był totalnym szokiem dla mnie i niestety nie było za ciekawie.
O 10:20 wyszliśmy z Maxem na spotkanie z Wiktorią i Rokim. Spacer był planowany już dosyć długo, ale przed tym obie się stresowałyśmy, bo mamy dwa nieogarnięte ,,szczeniaki'' i w sumie nie było wiadomo jak się zachowają na pierwszym spotkaniu. Ja byłam nastawiona na to, że Max obszczeka Rokiego, potem będzie kilka warknięć, ale reszta spaceru będzie w miarę okej. Więc jak byliśmy już nie daleko od miejsca spotkania założyłam Maxowi kaganiec, bo w nim czuje się nie pewnie,  nie ugryzie ( Max i tak by nie ugryzł, ale lepiej dmuchać na zimne) i miałam nadzieję ,że nie będzie szczekał ani warczał jak będzie miał go na sobie. Dopiero potem okazało się jak bardzo się myliłam. 
Zanim podeszliśmy bliżej Wiktorii musieliśmy minąć zagrodę w której biegał sobie koń. Myślałam ,że Max będzie do niego ciągną , a ten wręcz przeciwnie, bał się konia i nie chciał iść dalej. Udało mi się jednak jakoś go nakłonić, żeby przeszedł obok. I wtedy się wszystko zaczęło. Roki zaczął szczekać, a Max tak strasznie się wystraszył, że schował się za mną, potem właził mi między nogi, a w końcu oparł się łapami o moje biodro tak jakby chciał na ręce. Szukał wsparcia, tak się bał owczara. Ja byłam w totalnym szoku. Moja krwiożercza bestia, która wczoraj mało nie odgryzła nogi osobie na polu dzisiaj prosi, żeby wziąć na rączki bo boi się psa. Zdjęłam Maxowi kaganiec, a on jak taki synuś mamusi przytulił się do mnie z miną ,,ratuj mnie przed tym potworem !!'' ( nie obrażając Roksa oczywiście ) Chwilę uspokoiłam mojego dzieciaka i poszliśmy kawałek oczywiście w odległości 20 metrów od siebie. W chwili gdy Ro się odwrócił i spojrzał na Maxa ten chował się za mną i nie chciał iść, więc najczęściej wypowiedziane słowo dzisiaj to ,,Maxiu no choodź''. Przeszliśmy jakieś może 1,5 może 2 kilometry i stwierdziliśmy ,że nie ma to dalej sensu więc wróciliśmy do domu. Cały spacer Maxa to jakieś 8-9 km. więc czarnuch trochę się nałaził, ale w domu dalej biegał za piłką i hasał jakby jeszcze nie był na spacerze. Razem z Wiktorią stwierdziliśmy, że mój Max na spacery z owczarkami się nie nadaje, bo panicznie się ich boi, więc będzie się tylko spotykał z Wiktorii Frankiem (york), a taki spacer wstępnie umówiliśmy na sobotę :)



5 komentarzy:

  1. Nie poddawaj się! To lęk, który należy zwalczać małymi kroczkami, a wierzę, że się Wam uda :)
    Z czasem będzie coraz lepiej, jak psiak będzie widział, że owczarek nie chce go zjeść :P
    Pozdrawiamy; psotaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem w tym , ze ten owczarek chyba chcial go zjeść :D A nie znamy takiego psiaka , ktory by byl w stu procentach pewny ze nie chce mojego syna zjeść, bo jeden ,,pewny" juz ma swoj wiek i na dlugie spacery chyba nie jest nastawiony...

      Usuń
    2. Problem w tym , ze ten owczarek chyba chcial go zjeść :D A nie znamy takiego psiaka , ktory by byl w stu procentach pewny ze nie chce mojego syna zjeść, bo jeden ,,pewny" juz ma swoj wiek i na dlugie spacery chyba nie jest nastawiony...

      Usuń
  2. Musicie ćwiczyć to wychodzenie razem z Rokim. Nie warto odpuszczać, bo Max w końcu ogarnie, że nie ma się czego bać :)

    PozdrawiaM
    http://psiasfera.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń